Podejmij wyzwanie

Rozmowa z Januszem Jaraźnym, grafikiem współpracującym z redakcją "Rycerza Niepokalanej" (5 sierpnia 2016).

Janusz, jesteś świeżo po Światowych Dniach Młodzieży. Jak to się stało, że wziąłeś w nich udział? Jakie są Twoje refleksje "na gorąco"?

Do tej pory zastanawiam się, jak to się stało, że pojechałem... Tak sobie myślę, że Pan Bóg działa przez ludzi, i w tym przypadku też tak było, posłużył się konkretną osobą. Pewnego dnia, jakieś dwa lata temu, kiedy przyszedłem do redakcji, w której pracuję, s. Teresa z "Rycerza Niepokalanej" powiedziała, że ma dla mnie niespodziankę i żebym się nawet nie zastanawiał, tylko jechał. Chodziło o wyjazd do Rzymu. Miałem jechać z o. Piotrem Lenartem, redaktorem "Rycerza", jako rycerz Niepokalanej z Polski na spotkanie młodzieży rycerskiej z różnych stron świata do międzynarodowego ośrodka MI. Przyjechali młodzi rycerze z Brazylii, Portugalii, byli też oczywiście Włosi. Na miejscu ustaliliśmy, czym się będziemy zajmować podczas ŚDM w Krakowie, jako młodzież należąca do MI. Po dwóch tygodniach intensywnej pracy opuściliśmy Rzym z konkretnymi zadaniami. Z tego, co pamiętam, Portugalia miała chyba przygotować adorację, Brazylia ulotki i foldery, Włosi mieli zająć się stoiskiem na Stadionie Cracovii, zaś naszym zadaniem było opracować odpowiednią grafikę dla tych stoisk i zająć się przygotowaniem animacji katechez w parafii. Zabraliśmy ze sobą do Krakowa Cudowne Medaliki, foldery, broszurki i specjalnie przygotowane ekrany dotykowe z prezentacją. Na jednym była historia św. Maksymiliana Kolbego, na drugim historia Rycerstwa Niepokalanej od założenia po dzień dzisiejszy.

Jak to się stało, że zostałeś rycerzem Niepokalanej?

Sześć lat temu miało miejsce moje nawrócenie, Pan Bóg postanowił upomnieć się o mnie. Pracowałem wówczas w Warszawie i tam się to stało. Po nawróceniu bardzo chciałem ewangelizować, dlatego wróciłem do rodzinnego domu na wieś. Nie wiedziałem jednak, jak mam to robić, będąc na wsi. Modliłem się i otrzymałem takie mocne światło: "Jeżeli chcesz ewangelizować, to zacznij od swojej rodziny". W jednej ze swoich konferencji ks. Piotr Pawlukiewicz mówił o tym, żeby szukać wspólnoty, bo we wspólnocie jest siła. Kiedy to usłyszałem, zacząłem modlić się do Pana Jezusa o wspólnotę. Wtedy pojawiło się kolejne światło. Poczułem, że powinienem modlić się o to przez Jego Matkę, przez Maryję. Poszedłem za tym natchnieniem. Wyszukałem w internecie Akt zawierzenia się Maryi, ułożony przez sługę Bożego Prymasa Stefana Wyszyńskiego, i oddałem się Maryi. Zauważyłem, że jestem osamotniony w mojej duchowej drodze i dlatego pewnego razu tak zaczepnie powiedziałem do Matki Bożej: "Jeżeli jesteś taka mądra, to znajdź mi wspólnotę...".

Wspomnę jeszcze, że zaraz po nawróceniu wszedłem w bliską relację z bł. Księdzem Jerzym Popiełuszką. Pojechałem na jego grób w Warszawie, gdzie w parafii św. Stanisława Kostki odbywało się akurat pasowanie na rycerza Księdza Jerzego. Zostałem jego rycerzem, a nasza "przyjaźń" dalej się rozwijała.

Pewnego dnia oglądaliśmy z mamą film: Popiełuszko - wolność jest w nas. Poruszyła mnie jedna scena, kiedy to przyszły ks. Jerzy jako chłopiec poszedł na strych w swoim domu i wyjął z kufra stare numery "Rycerza Niepokalanej". Po obejrzeniu tego filmu powiedziałem do mamy: "Jak dobrze byłoby pracować w «Rycerzu Niepokalanej»". Mama podpowiedziała mi, żebym napisał do redakcji. Napisałem. Odpowiedź była krótka: "Przyjedź w piątek". Przyjechałem. Po rozmowie przyjęto mnie do pracy. Ta przygoda trwa już trzeci rok.

Pierwszym impulsem do poznania duchowości MI były artykuły, które przewijały się w "Rycerzu". Pewnego dnia do redakcji przyszedł niejaki Dawid, który dopiero co wrócił ze Światowych Dni Młodzieży w Madrycie. Opowiadał, że tam właśnie wstąpił do MI. Zacząłem go wypytywać, czym jest Rycerstwo Niepokalanej. Opowiedział mi o tym, ale nie byłem jeszcze przekonany, by zostać rycerzem. Jednak odpowiedź na moje niezdecydowanie przyszła szybko.

Któregoś dnia podczas modlitwy otrzymałem natchnienie, abym poszedł na pielgrzymkę. Zacząłem szukać wymówek: "No tak, musiałbym pojechać do Warszawy, a tu zaczęły się żniwa...". Rodzice doradzili, żebym nie martwił się żniwami. Nosiłem wówczas w sercu dużo buntu, poczucia niesprawiedliwości, doznanej krzywdy i żalu. Chciałem zrobić Matce Bożej niejako na złość i zapisać się do grupy dominikanów, czyli milczącej, ale pomylili mi się oni z franciszkanami i ostatecznie trafiłem do dużej grupy, wcale nie cichej. Przez pierwsze trzy dni nikogo tam nie znałem, szedłem samotny, czułem duże obciążenie duchowe. Trzeciego dnia przyszło kolejne natchnienie... Otrzymałem takie światło, żebym cały ból, który mnie przygniatał, oddał Maryi. Tak też zrobiłem i od tego czasu czułem, jakby kamień spadł mi z serca. Poznałem ciekawe osoby. Ktoś z rozmawiających rzucił hasło o Szkole Ewangelizacji Niepokalanej (SEN). Pamiętam, jak bardzo zależało mi, żeby zapamiętać tę nazwę... Kiedy dowiedziałem się o tej formacji, powiedziałem sobie, że tego pragnę i chcę za tym pójść. Po powrocie do domu znalazłem potrzebne informacje w internecie i zapisałem się do tej "szkoły". Tam zostałem rycerzem Niepokalanej.

Niezwykła historia! Wracając jednak do ŚDM w Krakowie: z czym tam jechałeś, jakie były Twoje oczekiwania?

Całe przygotowania do ŚDM to był dla mnie bardzo męczący czas. Nie miałem żadnych oczekiwań, gdyż staram się nie mieć ich w życiu. Przed samym wyjazdem było bardzo dużo problemów. Myślałem, że moja rola w Światowych Dniach Młodzieży skończy się w momencie ukończenia projektu graficznego do stoiska MI. Zaproponowano mi jednak, żebym pojechał do Krakowa. Ta sytuacja pokrzyżowała moje plany, ale dla mnie istotą w Rycerstwie są słowa oddania, kiedy zawierzamy się Matce Bożej jako rzecz i własność. Oddajemy się Maryi z pełną bezinteresownością, zawierzamy i czynimy to, co Jej się podoba, a nie nam. Pojechałem więc do Krakowa, aby służyć.

Czy coś Cię tam na miejscu zaskoczyło?

Wszystko mnie zaskoczyło. Nie wiem, od czego zacząć... Na pewno ludzie, entuzjazm, nieukrywana radość, energia młodych osób i szczerość. Przyjechało dużo młodych z różnych kultur i krajów. Początkowo dziwiło mnie to, że całkiem sporo młodych przychodziło na Mszę świętą ubranych w sposób niegodny, bardzo krótko i skąpo. Jednak stwierdziłem, że ŚDM są dla wszystkich młodych. Pan Bóg prowadzi każdego człowieka w sposób indywidualny. Najważniejsze, moim zdaniem, jest to, że tu przyjechali, że byli, że zobaczyli. To ukazanie innej perspektywy młodym osobom, dowód, że można brać udział w czymś, co nie jest destrukcyjne. Na świecie jest wiele festiwali, podczas których młodzi mają też swoich bogów, ale każde z tych spotkań w dużym stopniu odbiera godność osobie poprzez to, co się na nich dzieje. Na ŚDM jest inaczej...

Z Polski, według słów Pana Jezusa, ma wyjść iskra, która zapali cały świat. W ostatnim dniu spotkania na kampusie zobaczyłem rzesze ludzi, którzy trzymali w rękach świece, starając się, żeby płomień nie zgasł. Pojawiła mi się taka refleksja, że te małe promyki złączone razem to właśnie duża iskra, że ci młodzi ludzie zabiorą ją ze sobą i zawiozą na najdalsze krańce świata.

Które słowa Ojca Świętego zapamiętałeś szczególnie?

W przemówieniach Ojca Świętego pojawiło się wiele odniesień do uchodźców i wojny. Papież mówił, abyśmy przestali się bać tak jak Apostołowie w Wieczerniku, którzy siedzieli pozamykani, ponieważ strach to nie logika Apostołów. Stwierdził ponadto, że widzi wiele młodych pozbawionych energii do życia; osób starych mimo młodego wieku, które innym odbierają chęć do życia. To musimy w sobie zmienić. Żyjemy w takiej rzeczywistości, że izolujemy się nawzajem od siebie - od ludzi, którzy potrzebują pomocy. Dopiero, kiedy wpatrzymy się w Chrystusa, w Jego miłosierdzie, to Bóg pozbawi nas strachu i wskaże miejsce, do którego mamy iść - konkretne miejsce i konkretnych ludzi.

Poruszyło mnie świadectwo pewnej Syryjki, która opowiedziała o życiu w rzeczywistości wojny, gdy codziennie ktoś ze znajomych i bliskich ginie. Mimo wielkiej niepewności stara się ona każdego dnia budować jedność z Chrystusem, bo tylko Jezus jest w stanie zapewnić prawdziwy pokój w sercu i oddalić strach.

Co chciałbyś powiedzieć młodym ludziom, jako swego rodzaju przesłanie po ŚDM?

Zaakceptujmy siebie takimi, jakimi jesteśmy. Uczmy się patrzeć na siebie oczami Jezusa, wyzbądźmy się wszelkich nieracjonalnych lęków, idźmy za natchnieniami, które pojawiają się w naszym sercu, a które tak często staramy się zagłuszyć. Nie bójmy się podejmować decyzji i rezygnować z tego, co wygodne i łatwe.

Jakie będą, twoim zdaniem, owoce tych ŚDM np. dla Polski?

To jest trudne pytanie... Jeżeli ktoś autentycznie przyjął tę naukę, to nie wróci do swojego domu, rodziny taki sam. Taki czas zawsze zmienia. Już nie ma miejsca na obojętność. My, Polacy, mieszkamy we względnie spokojnym czasie i miejscu. Jednak każdego dnia w wielu miejscach na świecie są konflikty i giną ludzie. Świat sam sobie z tym nie poradzi. Jest na to tylko jedno lekarstwo. Trzeba upaść przed Chrystusem na kolana. On może zmienić świat, pokazać, czym jest miłosierdzie, wskazać drogę. Jakie będą owoce...? Chciałbym wierzyć, że podejmiemy wyzwanie, tak jak Apostołowie je podjęli, kiedy dali pociągnąć się Chrystusowi i udali się w przygodę, której się nie spodziewali..., a to całkiem odmieniło ich życie.

Dziękuję za rozmowę!

"Rycerz Młodych" 5(55)2016, s. 10-12